Jadę tramwajem, na kolejnym
przystanku wsiada dziewczynka około trzech lat z tatą. Widać kto robił jej
poranną fryzurę bo warkoczyki ledwo trzymają się kupy, a grzywka jest krzywo
spięta wielka spinką, całość pasuje do tacinych rękawic na rączkach i szalika
zdjętego z szyi mężczyzny, przewiązanego 7 razy w koło szyjki dziecka. Dziewczynce zupełnie to nie przeszkadza, siedzi dumnie na tacinych kolanach i
opowiada coś swoim dziecinnym głosikiem, nagle dziecko widzi za oknem park, a
przy nim ptaki, zaczyna się monolog, który do tej pory wywołuje uśmiech na
mojej twarzy:
-"Kwaczuszki idą, tato patrz,
kwaczuszki a gdzie one idą, tu trawa wysycha, idą do wody tak tato? Ale tato
one zamarzną w tej wodzie, a może przyniesimy im z czajnika taką cieplutką?
"...
Gdy tramwaj odjechał wszystkie kwaczuszki, które były gołębiami odleciały,
w poszukiwaniu chleba, albo może wody z czajnika?...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz